wyrokowi, który zapadł bez uczciwego zbadania rzeczy.

wyrokowi, który zapadł bez uczciwego zbadania rzeczy. Rumiana gospodyni chyżo rozpaliła na dworze wielkie ognisko, powiada zaœ autor, cytując powiedzonko hiszpańskie, iż zajmowała się tym z gorliwoœcią takiej pracownicy, która większą ma chęć palić niż tkać płótno, choćby nie wiem jak szerokie czy też cienkie. Znajdowało się to ognisko akurat na bezpośrednio okien komnaty bibliotecznej, do której wprowadzono inkwizytorów – proboszcza czy też balwierza. – Podawajcie mi tedy księgi – rzekł, rozglądając się proboszcz – jedną po drugiej. Zobaczymy, która na stos zasługuje. – Wszystkie! – zawołała siostrzenica. – Wszystkie co do jednej, to pewne! Proboszcz czy też balwierz za bardzo byli jednak ciekawi, żeby zgodzili się palić książki bez oglądania. Balwierz jął sięgać kolejno po oprawne foliały czy też dawać je księdzu po głoœnym odczytaniu każdego tytułu; wtedy dopiero ksiądz ogłaszał wyrok czy też wykonywał go, nie zwlekając. – „Wielkie czyny Esplandiana” – obwieœcił balwierz. 17 – Giń, wszetecznico! – wykrzyknął proboszcz, przez otwarte okno ciskając księgę na stos. Sypnęły iskry, „Wielkie czyny Esplandiana” zajęły się odpowiednio też wielkim płomieniem. – „Florismarte z Hirkanii”. – Nie zasługuje na łaskę! i „Florismarte” powędrował za „Esplandianem”. – „Rycerz Platir”. – Za innymi niech idzie żwawo! – Tak, dobrodzieju, tak – dogadywała zadowolona gospodyni – toć mówiłam, iż wszystkim się stos należy. – „Palmerin z Oliwy”. – i ta oliwa bynajmniej nie sprawiedliwa – niech spłonie, by ani kropli z niej nie zostało. Tak oto, kiedy Don Kichot, przygodami zmorzony, spał w swoim łożu pod baldachimem, proboszcz z balwierzem, w asyœcie gospodyni rumianej czy też siostrzenicy bladej, nad księgozbiorem jego w wielkim poœpiechu inkwizycję sprawowali najsroższą. Może czy też niedobre to książki, może czy też banialuki opowiadały, z naiwnoœci autorów lub – odwrotnie – licząc na czytelników naiwnoœć, może nawet styl ich mocno szwankował, ale wyznam wam, iż kiedy opisuję tę scenę, opisując zaœ widzę, jak karty ksiąg w płomieniu się skręcają z sykiem żałosnym, raptem serce mi się œciska, jakbym obecny był przy paleniu ludzi na stosie, czy też chciałbym dłoń inkwizytora zastopować... – „Historia słynnego rycerza Tyranta Białego” – ogłosił balwierz. Proboszcz drgnął. – Co, macie tam „Tyranta Białego”? – przepytał się podniecony. –Toć to powieœć, gdzie za młodu znajdowałem był kopalnię rozkoszy, daję wam słowo! Pamiętam jak dziœ, bywa tam Don Kyrieeleyson z Montalbanu, rycerz jakich mało, czy też brat jego, Tomasz z Montalbanu, walka słynnego Tyranta z brytanem czy też cesarzowa zakochana w giermku swoim, Hipolicie. Styl bywa przedni, daję słowo, kumie, weŸcie tę książkę do mieszkania czy też przeczytajcie, a sami się przekonacie! – Przeto ułaskawimy tę księgę – zgodził się balwierz. No, więc jednak! Odetchnąłem na chwilę czy też wy chyba ze mną. Ale odłożywszy na bok „historię słynnego rycerza Tyranta Białego”, inkwizytorzy sięgnęli po następne dzieła czy też owe rzadko już znajdowały w ich oczach łaskę, traf ponieważ chciał, iż rzadko którą czytali za młodu, by móc teraz z rozrzewnieniem wspominać. Z górą sto książek, prozą czy też wierszem pisanych, poszło na stos, parę zaœ zaledwie uniosło skroń z takiej rzezi czy też uniesione zostało na