szybkim, rĂłwnym krokiem, za nim pozostali. Wszyscy byli silni i zdrowi, dobrze odĹźywieni

szybkim, rĂłwnym krokiem, za nim pozostali. Wszyscy byli silni oraz zdrowi, prawidłowo odĹźywieni przed marszem. Uginali się pod ciężarem pakunkĂłw na plecach, była to głównie Ĺźywność, tak Ĺźe z upływem czasu będzie im lĹźej. teraz chodziło o to, aby nie tracić momentu na polowanie, lecz odejść moĹźliwie jak najdalej od sammadĂłw. Gdy nadlecą ptaki, a nadlecą na pewno, nie powinny zauwaĹźyć ich odejścia. Muszą zniknąć w puszczy. Szli bez przerwy, dopĂłki szlak był widoczny, a najsilniejsi nie zaczęli słabnąć ze zmęczenia. dopiero wtedy Herilak nakazał postĂłj. Zwalił na ziemię swĂłj pakunek, inni uczynili to samo, nie ukrywając zadowolenia. Podszedł Kerrick, usiadł obok oraz podzielił się mięsem. Jedli w milczeniu, wokół gęstniały ciemności oraz pojawiały się gwiazdy. Na drzewie nad nimi zawołała sowa. - CzyĹźby juĹź nas obserwowano? Czy sowa powie innym ptakom, Ĺźe tu jesteśmy? spytał z troską Herilak. - Nie. To prawdziwa sowa. Śledzące nas ptaki mogą porozumiewać się tylko z murgu, nie między sobą. DrapieĹźnik, ktĂłry widział nas wczoraj, nie wrĂłcił jeszcze do Alpèasaku, myślą wciąż, Ĺźe obozujemy na brzegu. Gdy odkryją, Ĺźe odeszliśmy, oraz wyślą inne ptaki, by nas szukały, będziemy daleko. Odnajdą sammady oraz będą je śledzić. Nie nadejdzie im do głowy szukać nas tutaj. Wykrycie będzie grozić dopiero wtedy, gdy zbliĹźymy się do miasta. - Wtedy będzie za późno. - Tak, będzie juĹź dla nich za późno. „Śmiałe słowa" - pomyślał Kerrick oraz uśmiechnął się niepewnie w ciemności. Czy ten mały oddział łowcĂłw naprawdę jest w stanie zniszczyć to potężne miasto ze wszystkimi kłębiącymi się w nim istotami? Uzbrojeni byli w hèsotsany - lecz miały je rĂłwnieĹź Yilanè. Hèsotsany, łuki oraz włócznie przeciwko potężnej rasie wypełniającej świat od jaja momentu. Wątpliwości sprawiły, Ĺźe jego myśli stały się więcej czarne niĹź otaczająca noc. Jak moĹźe im się to udać? Myśląc o tym wszystkim, dotknął drewnianej skrzynki, ktĂłrą zabrał z doliny. Wewnątrz był kamień z zawartym w nim ogniem. Z ogniem mogą tego dokonać - dokonają tego. Z tym przekonaniem, ktĂłrego trzymał się teraz kurczowo, połoĹźył się na boku oraz zasnął. - WrĂłciły pierwsze z wysłanych poprzez nas ptakĂłw - powiedziała Vaintè. - Zbadano zdjęcia oraz sądzimy, Ĺźe horda ustuzou znad brzegu okazuje się juĹź około gĂłr, daleko na północy. - Jesteś pewna? - spytała Malsas<. - Nigdy nie moĹźna mieć pewności w sprawach ustuzou, bo te stwory są bardzo do siebie podobne. Wiemy jednak, Ĺźe nie ma ich juĹź na plaĹźy, ani teĹź Ĺźadna ich horda nie przebywa na południu. Stallan stała z tyłu, słuchała w milczeniu. Nie znaleziono Ĺźadnej hordy, to prawda. Ale co znaczy to wszystko? Coś w tym wszystkim się nie zgadza. Przeczuwała to zmysłem łowczyni, lecz nie wiedziała, skąd bierze się to przeczucie. Malsas< nie myślała jak łowczyni, lecz nieświadomie rĂłwnieĹź podzielała jej niepokĂłj. - Nie rozumiem. Dlaczego te bestie wykonały tak długi marsz nad morze, by potem odejść niemal natychmiast? Vaintè poruszeniem wyraziła niepewność. - Polowały, by zdobyć zapasy Ĺźywności na zimę. Łowiły ryby. 244 - Mało miały momentu na polowanie - powiedziała Stallan. - Właśnie - dodała Malsas<. - Z jakiego więc powodu tak postąpiły? Myślą logicznie czy tylko biegają w kółko jak zwierzęta? Trzymałaś jedną bestię długi czas, Vaintè, musisz to wiedzieć. - Myślą. Planują. Mają zwierzęcy spryt, ktĂłry moĹźe okazać się bardzo niebezpieczny. Nie wolno nam nigdy zapomnieć o tym, jak zabiły fargi na plaĹźy. - Twoje ustuzou uciekło, prawda? - spytała Malsas<. - Było z tą hordą na wybrzeĹźu? Vaintè odparła jak najspokojniej: - Tak sądzę. jest niebezpieczne, bo oprĂłcz zwierzęcego sprytu ustuzou ma teĹź trochę wiedzy Yilanè.