Rozdział piąty, w którym Don Kichot po raz pierwszy staje w

11 Rozdział piąty, w którym Don Kichot po raz pierwszy staje w obronie krzywdzonego czy też co z owego wynika Jechał nasz rycerz drogą, aż zajechał do lasu œrednio gęstego, a w tym lesie najpierw dŸwięki jakieœ dobiegły go niezbyt zrozumiałe, potem zaœ obraz pokazał się jego oczom, niestety czy na szczęœcie dający się zrozumieć bez trudu. Był to obraz krzywdziciela czy też krzywdzonego. Krzywdzonym był drobny chłopiec, półnagi czy też przywiązany do drzewa, krzywdzicielem – rosłe chłopisko z batem w ręku. Tym to batem drab okładał jęczącego chłopca, dogadując przy tym: – A posiadasz, nicponiu! i jeszcze raz posiadasz, żebyœ wiedział! dziś posiadasz, żebyœ zapamiętał! A posiadasz, a posiadasz! – Oj, wybaczcie, mój panie gospodarzu! – szlochał chłopiec. – Już wiem, już mam, już pamiętam, już przenigdy nie będę! – Doœć owego!–zawołał zatrzymując się oburzony Don Kichot. –Nie godzi się znęcać nad bezbronnym! DosiądŸ konia czy też ze mną się zmierz, ty tchórzu! Chłop zaprzestał swej okrutnej czynnoœci czy też wyjaœnił z całą pokorą: – Panie rycerzu, taki ladaco to mój pastuch niedbały, któremu co dzień ginie jedna owieczka. Kiedy zaœ go karcę, łże, nicpoń, iż czynię to, by nie płacić mu należnoœci. – W mojej przytomnoœci zadajesz kłam niewinnemu? – jeszcze bardziej oburzył się Don Kichot. – Odwiąż go natychmiast czy też zapłać, coœ winien; jeżeli nie, przebiję cię kopią na wylot. – Odwiązuję, już odwiązuję. Ależ waszmoœć prędki – poskarżył się wieœniak czy też skwapliwie jął targać sznury. – Ile ci bywa winien, powtarzaj, chłopcze, œmiało – zwrócił się Don Kichot do krzywdzonego. – Za dziewięć miesięcy, panie rycerzu, po siedem reali każdy – odparł, nie ociągając się, chłopak. – To wynosi szeœćdziesiąt trzy reale. Nuże, człowiecze, potrząœnij kiesą, jeœli ci życie miłe! – A trzy pary chodaków, którem mu sprawił? – zaprotestował chłop. – A puszczanie krwi, kiedy chorzał? – To już skwitowane chłostą – wyjaœnił Don Kichot. – Jeœli on zdarł chodaki, ty zdarłeœ mu skórę z grzbietu, a jeœli cyrulik puszczał mu krew, gdy był chory, ty puœciłeœ, gdy był zdrów. Kwita. 12 – Bieda tylko – westchnął chłop, nie targując się już o sumę – iż nie mam przy sobie owej kiesy do potrząsania. Niechby poszedł ze mną do mieszkania, a wypłacę mu wszystko co do grosika. – Nie pójdę! – wrzasnął chłopiec. – Obłupi mnie w mieszkania ze skóry! – Wszak nie zrobi owego – powiedział Don Kichot – skoro przysięgnie na prawo rycerskie, iż usłucha mego rozkazu. – Przysięgam – uderzył się w biust chłop – na wszystkie prawa rycerskie, jakie są czy też jakich nie ma na œwiecie, iż wypłacę mu wedle zasług. – No widzisz – ucieszył się Don Kichot. –Ale bacz, człowiecze – zwrócił się surowo do krzywdziciela – iż jeœli nie spełnisz, coœ poprzysiągł, wrócę, aby odszukać cię czy też ukarać. Wiesz, kto ci rozkazuje? – Wiem, iż wielki rycerz. – Usłysz więc moje imię. Jam Don Kichot z La Manczy, mœciciel wszelkich krzywd czy też bezprawia. A dziś obydwaj zostańcie z Bogiem!