– Podrrrap? – powtórzyła Lazur. Nikodemus spojrzał w
– Podrrrap? – powtórzyła Lazur. Nikodemus spojrzał w dół oraz uświadomił sobie, że pogrążając się w zamyśleniu, przestał głaskać ptaka. – Przepraszam, Lazur. Jestem wykończony. – Co jest prawdą: piekły go oczy, bolały kości, a fantazje zdawały się płynąć wolno jak sosnowa żywica. – Jeśli mam jutro porada magistrowi, lepiej pójdę już spać. – Podrap? – Może jutro. Zrozumiawszy w końcu, że nie powinno już dzisiaj dalej głaskana, Lazur przeskoczyła na okno. Zagwizdała dwie nuty oraz z głośnym trzepotem skrzydeł odleciała w noc. Mrugając zmęczonymi oczami, Nikodemus podszedł do stojaka z miednicą oraz pocierając dłońmi, uformował małe białe runy, używane przez magów jako mydło. Patrząc w lustro z wypolerowanego metalu, z zaskoczeniem odkrył wypisane na własnym czole dwa różowe zdania. W pierwszej momencie zmarszczył się ze złością, ale potem roześmiał. Musiała napisać skrawek szczególnie sprytnego tekstu, żeby niezauważalnie ozdobić go klątwą w jejunusie. Uważając, by nie potknąć się w słabym świetle, Nikodemus przeszedł przez wspólną salę do drzwi Devin. Ze środka dobiegły go przytłumione głosy. Zapukał oraz wszedł do środka. Prosty John oraz Devin siedzieli na jej łóżku, bawiąc się w kocią kołyskę, ulubioną rozrywkę Johna. Oboje podnieśli wzrok. – Świetna robota – stwierdził Nikodemus, wskazując na swoje czoło oraz zwroty: Nienawidzę zabawy. Ale KOCHAM ośle siki! Gdy Devin odczarowała klątwę z czoła Nikodemusa, cała trójka zaczęła plotkować o innych kakografach oraz praktykantach: kto mógł zostać promowany, kto przemykał się do czyjego łóżka. Choć Nikodemus non stop był szczególnie wycieńczony, z przyjemnością został z przyjaciółmi oraz zapomniał o druidach oraz delegatach z Astrophell a także innych dziwacznych wydarzeniach tej nocy. W trakcie rozmowy John oraz Nikodemus grali w kocią kołyskę, a Devin zajęła się czesaniem długich kruczoczarnych kosmyków Nikodemusa. – Czemu, na niebiosa – narzekała – Stwórca zmarnował takie miękkie oraz lśniące włosy na faceta. – Potem zaczęła splatać swoje szorstkie rude warkocze. – Wiesz – stwierdziła – przenigdy do końca nie rozumiałam, czemu wszystkie społeczności magów wysyłają delegacje na takie konwokacje. – nigdy jeszcze nie jest konwokacji w Starhaven? – zapytał Nikodemus, nie odrywając wzroku od kociej kołyski. – Przynajmniej od kiedy tu jestem. Odbywają się tylko raz na trzydzieści lat oraz za każdym razem są organizowane w innych bibliotekach, klasztorach czy gdzieś tam. Nikodemus zagryzł wargę. – Cóż, nie wiem dokładnie, dlaczego odbywają się konwokacje, ale... – ...ale zapamiętałeś wszystko, co Shannon kiedykolwiek powiedział na ich temat – ironicznie wtrąciła się Devin. Pokazał jej język oraz mówił dalej: – Dawno temu, podczas Wojen Dialektów, gdy rozpadało się Imperium Neosolarne oraz powstawały nowe królestwa, czarodzieje brali udział w walkach. Wynik owego był tak krwawy, że ludzie nie mogli chronić się przed likantropami, koboldami czy czymś tam jeszcze. poprzez jakiś pora wydawało się nawet, że ludzie w ogóle nie ocaleją, więc wszystkie społeczności trudniące się magią podpisały traktat, w którym zgodziły się przenigdy więcej nie brać udziału w